Początkowo wyglądało to jak scena z horroru. Pewnej nocy mężczyzna z Bostonu zaczął zachowywać się tak dziwacznie, że jego rodzina była przekonana, iż padł ofiarą sił nadprzyrodzonych. Trzęsące się ciało, nagłe, szarpane ruchy, niezrozumiałe słowa wypowiadane w obcym tonie – wszystko to przypominało opętanie.
Z minuty na minutę sytuacja stawała się coraz bardziej niepokojąca. Mężczyzna zdawał się być kimś zupełnie innym – agresywnym, zamkniętym w sobie, odmawiającym jakiejkolwiek pomocy. Bliscy byli przerażeni, nie wiedząc, czy mają do czynienia z zaburzeniem psychicznym, zjawiskiem paranormalnym… czy czymś jeszcze innym.
Dopiero późniejsze badania ujawniły zaskakującą prawdę: przyczyną dramatycznych objawów nie był demon ani choroba psychiczna, lecz… pasożyt. Poznaj historię, która pokazuje, jak cienka granica oddziela to, co wydaje się nadnaturalne, od tego, co ma bardzo biologiczne źródło.
To miała być zwykła noc

To miała być zwykła noc, podczas której małżeństwo spało obok siebie. Nagle coś wyrwało kobietę ze snu. Okazało się, że jej mąż leży na podłodze obok łóżka, a jego ciałem targają konwulsje.
Mężczyzna nie wiedział, co się dzieje. Był wyraźnie zdezorientowany i zaniepokojony swoim stanem. Sytuację pogarszał fakt, że rodzina nie mogła się z nim porozumieć, ponieważ jego słowa były dla nich niezrozumiałe – nie używał znanego im języka.
Nikt wówczas nie podejrzewał, że takie zachowanie jest wynikiem działania pasożyta! Rodzina wezwała pogotowie, na co mężczyzna zareagował gniewem i agresją. Awanturował się również z medykami, którzy chcieli udzielić mu pomocy.
Źródło opętania

Rodzina była pewna, że mężczyzna został opętany. Jednak doświadczeni medycy wiedzieli, że tak naprawdę przyczyny takiego zachowania mają podłoże neurologiczne. W związku z tym mężczyznę uspokojono, a następnie przewieziono do szpitala.
W Massachusetts General Hospital rozpoczęto proces diagnostyczny. Z wstępnych badań wynikało jedynie, że mężczyzna miał lekko podniesione tętno. Wykonano także badania toksykologiczne, które wykazały, że mężczyzna nie znajduje się pod wpływem żadnej substancji psychoaktywnej.
Następnie wykonano prześwietlenie klatki piersiowej, które także nie wskazywało na pojawienie się jakichkolwiek nieprawidłowości w tym obszarze. Lekarze również nie podejrzewali ataku pasożyta. Ich niepokój wzbudziła krew w ustach mężczyzny.
Dalsze badania diagnostyczne

Szybko okazało się jednak, że podczas ataku padaczki mężczyzna po prostu przegryzł sobie język. Krew nie pochodziła więc z wewnętrznych uszkodzeń organizmu i nie dawała odpowiedzi na pytanie o to, co właśnie dzieje się ze zdrowiem mężczyzny.
Przeprowadzono również dokładny wywiad zarówno z pacjentem, jak i jego rodziną. Wynikało z niego, że mężczyzna przed atakiem był zupełnie zdrowy. Nic mu nie dolegało, nie leczył się na żadną przewlekłą chorobę.
Lekarze przyjrzeli się także historii chorób w jego rodzinie. Okazało się, że żaden jego krewny nie zmagał się z niczym podobnym. Z każdą kolejną godziną diagnostyki przybywało pytań, na które lekarze nie znali odpowiedzi…
Źródło ataku padaczki

Ze względu na to, że lekarze nie wiedzieli, co dokładnie dolega mieszkańcowi Bostonu postanowili na początek działać zapobiegawczo. Podali pacjentowi lek, który miał zapobiec kolejnym atakom padaczki.
Postanowiono również, że diagnozowanie mężczyzny będzie się opierało właśnie na znalezieniu źródła padaczki. Nie jest to łatwe zadania, ponieważ pojawienie się podobnych ataków może wiązać się z szeregiem chorób.
Większość z nich jest jednak związana z przepływem krwi do mózgu. Medycy zdecydowali się więc, że sprawdzą cały układ krążenia pacjenta. Wciąż nie spodziewali się, że wszystkiemu winny jest tajemniczy pasożyt, który zaatakował mężczyznę…
Badania pojedynczych organów

Kolejnym krokiem w leczeniu było sprawdzenie, czy wątroba i nerki pacjenta działają prawidłowo. Okazało się, że i w tym aspekcie nie występują żadne odchylenia od normy, które mogłyby wywoływać objawy opętania u pacjenta.
Sprawdzono także, czy mężczyzna nie przyjmuje leków, które mogłyby chwilowo hamować dopływ krwi do mózgu, ale taka teoria również została wykluczona, ponieważ pacjent nigdy nie przyjmował medykamentów o podobnym działaniu.
Kolejnym tropem lekarzy było sprawdzenie, czy mężczyzna nie zmaga się z migrenami, które mogą być skorelowane z hamowaniem dopływu krwi do naszego mózgu. Ten trop także był fałszywy. Następnie przebadano mężczyznę pod kątem chorób psychicznych.
Ponowne badanie pacjenta

Lekarze z każdą chwilą byli coraz bardziej bezradni, ponieważ kolejne badanie nie zbliżały ich do prawidłowej diagnozy. Ta była konieczna, by móc zacząć właściwie leczyć mężczyznę.
Ponownie postanowiono przyjrzeć się historii medycznej pacjenta. Lekarze krok po kroku analizowali jego życie – począwszy od najmłodszych lat. Wkrótce trafili na coś, co realnie mogło im pomóc w podjęciu właściwej diagnozy, choć jeszcze nikt nie przypuszczał, że może chodzić o pasożyty!
Okazało się, że mężczyzna przybył do Stanów Zjednoczonych mniej więcej dwie dekady temu z Gwatemali, która znajduje się w Ameryce Środkowej. To był trop, który naprowadził lekarzy na diagnozę!
Winny pasożyt

Wkrótce lekarze mogli już postawić diagnozę. Wszystkiemu winny był pasożyt, który doprowadził do rozwoju choroby nazywanej wągrzycą ośrodkowego układu nerwowego, inaczej neurocysticerkozą.
Choroba jest uznawana za jedną z głównych przyczyn pojawiania się objawów padaczki nabytej w różnych zakątkach świata, w tym także w Ameryce Środkowej, z której przed laty pacjent przybył do Stanów Zjednoczonych. Lekarze musieli wykonać jeszcze jedno badanie, aby potwierdzić diagnozę.
Chodziło o tomografię komputerową. Ta wykazała obecność trzech dosyć sporych zmian, które określono mianem zwapnień. Okazało się, że są to cysty spowodowane przez dobrze znanego nam pasożyta, czyli tasiemca uzbrojonego!
Charakterystyka tasiemca uzbrojonego

Pasożyt, jakim jest tasiemiec uzbrojony, pojawia się na lekcjach biologii w szkole podstawowej, aby przestrzec młodych ludzi przed jego ewentualnym wystąpieniem w przyszłości. Przypomnijmy, że intruz ma postać białych, niewielkich robaków.
Te bytują w organizmach różnych kręgowców, w tym także ludzi. Gromadzą się w jelitach, skąd czerpią składniki odżywcze. Również tam się rozwijają do imponujących rozmiarów – mogą bowiem osiągać nawet 8 metrów długości.
Dorosłe osobniki tasiemca uzbrojonego składają jaja, które są odpowiedzialne za rozwój wągrzycy. Warto jednak wiedzieć, że jest to bardzo rzadka choroba wśród ludzi. Najczęściej występuje bowiem u świń. U człowieka choroba się rozwija, jeśli zjemy jajo tasiemca, z którego rozwinie się larwa.
Rozwój choroby

Po skonsumowaniu produktu, na którym znajduje się takie jajo, rozwinięta już larwa dostaje się do naszego krwiobiegu. W ten sposób pasożyt może się dostać właściwie do każdego organu, który znajduje się w naszym organizmie – do mózgu, serca.
Gdy larwa dostanie się do mózgu powoduje rozwój neurocysticerkozy. Szacuje się jednak, że nawet połowa przypadków choroby może mieć bezobjawowy przebieg. Dodatkowo diagnozę utrudnia fakt, że choroba rozwija się po cichu nawet kilka lat.
Dopiero po tym okresie pojawiają się objawy – tak było w przypadku mężczyzny z Bostonu. Dlatego lekarzom zajmuje sporo czasu znalezienie przyczyny zaburzeń, powiązanie jej z podróżami czy poprzednim miejscem zamieszkania.
Leczenie choroby

Pacjenta z Bostonu leczono za pomocą leków przeciwpasożytniczych, przeciwzapalnych i przeciwgorączkowych, a po pięciu dniach wypisano go do domu. Mimo to od trzech lat – czyli od momentu ataku – wciąż musi przyjmować leki.
W przeciwnym razie objawy mogą powrócić, a nieodwracalne zwapnienie mózgu będzie mogło dalej postępować i pogarszać jego stan.
Ważne jest to, że aby uniknąć podobnej sytuacji należy pozyskiwać mięso jedynie ze znanych źródeł, gdzie wiemy, że są przestrzegane warunki sanitarne i dbać o higienę jedzenia.